Potem zalogowaliśmy się na basen i tam przez prawie caly dzień opalaliśmy się i uzupełnialiśmy zaległości z Wietnamu na blogu. Na lancz zostaliśmy w restauracji przy basenie.
W przerwach wskakiwaliśmy do basenu i testowaliśmy wytrzymałość naszego nowego aparatu ;) Dawał radę nad wodą i pod nią ;)
A to dla miłośników natury (kto pamięta znany przebój sprzed lat):
„…You and me baby ain’t nothing like mammals, so let’s do it like they do on Discovery Channel…”
Foto w wykonaniu Wojtka.
Wieczorem poszliśmy na zakupy na lokalnych straganach, a potem na piwo Singha i Chang do knajpki przy Ao Nang. Jako że restaurację powoli zamykali przetransportowaliśmy się tuk-tukiem do polecanej przez kelnera dyskoteki przy plaży Napparat.
Rzeczywiście robiła wrażenie, stoliki przy samym morzu, słychać muzykę Michaela Jacksona i szum fal. Zamówiliśmy po caipirinii i chociaż wcale nie przypominała tej z Copacabany, atmosfera nadrabiała za wszystko. Potem przenieśliśmy się do kolejnej knajpki, ale tam krążyły prawie same prostytutki i spragnieni wrażeń białasi. Niestety w całym Krabi widać o wiele więcej prostytucji niż w samym Bangkoku i stały widok podstarzałego białego z młodą Tajką.
SZAMANKO:
Aga – Keaw Waan Gai, czyli Zielone Curry (co niektórzy mieli okazję spróbować tego w moim wydaniu). Niewiele się różniło ;)
Wojtek – Phad Seew Gai, czyli makaron ryżowy zapiekany z kurczakiem i warzywami
2 komentarze:
Ale luksusy!! Basen, apartament, WiFi. Zdjęcia są wyjątkowej urody, nie wiem czy to zasługa fotografa czy "okoliczności przyrody".
Wojtek masz wyjątkowy dar obserwacji. Zauważyć taką intymną scenę owadów - to coś extra ;-))
Prześlij komentarz