wtorek, 7 lipca 2009

07.07 - Dzien 10 - BKK

Powrot z Hanoi ok. 11, potem relaks na basenie, opalanko i teraz uzupelnianie bloga, za oknem szaleje monsun, trzeba będzie złapać jakąś taxi do miasta...

UPDATE:

O 6.30 opuściliśmy mury pięknego IC i ruszyliśmy w stronę lotniska. Tak jak w poprzednią stronę cena za taxi jest fix i biorą 16$ lub 250tyś dongów (korzystniesza opcja). My zapłaciliśmy w dongach. Zajęło to ok. 30min.

Hala odlotów Noi Bai zrobiła na nas dużo lepsze wrażenie niż podczas lądowania. Bardzo przypomina stare Okęcie, tyle że jest nieco większe i lepiej zorganizowane. Na śniadanie udaliśmy się do jedynej istniejącej knajpki – SKY Lounge (nie mylić z Odlotowym Barem na Okęciu). Ceny oczywiście w $, ale trzeba przyznać że Capuccino było rzeczywiście „odlotowe”. Całość z 2 omletami, tostami i kawami wyszła 16$.

Zostało nam jeszcze trochę dongów, więc wydaliśmy je na pamiątki i Good Bye Vietnam!

Po drugim z kolei lądowaniu w Bangkoku widoczna jest różnica między Wietnamem i Tajlandią. BKK to naprawdę światowa metropolia, zorganizowana i mniej hałaśliwa.





@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@

Nasze spostrzeżenia i różnice mentalności (oczywiście trochę generalizujemy i są to subiektywne odczucia):

WIENTAMCZYCY – głośni, mało dbają o higienę, szczególnie widać to w barkach ulicznych, nie mają wysokiej kultury jedzenia, rozstawiają się z kramami gdzie popadnie, rzucają odpady na ulicę, myją np. mięso na plytkach chodnikowych (fuuuujj).
Bardzo często w jednej izbie mieszkają zwierzaki, np. świnie, bawoły, nie wspominając zwierząt domowych, ludzie, dodatkowo prowadzą tam biznes. Często wchodząc do sklepu w środku stoi łożki, wiszą ciuchy, etc. Biedniejsi ludzie zaczynają od postawienia garażu, pełniącego rolę lokalu usługowego i mieszkania na działce najczęściej 4x10. Potem w miarę bogacenia się dobudowuje się piętra. Z tego powstają właśnie tzw „chude” kamieniczki mające np. do 6-7 pięter.
Generalnie są to ludzie bardzo uprzejmi, aż do przesady. Nie czuliśmy się w wielu przypadkach swobodnie. Jako że jest to kultura stadna, czują się wszędzie jak u siebie w domu, widać to np. w hotelach, gdzie obługa często bez pukania wchodzi do pokoju.
Dzięki tej wyuczonej uprzejmości, obsługa jest niesamowita, wszyscy w około uśmiechnięci, pomocni i grzeczni.

TAJOWIE – są dużo bardziej stonowani, spokojniejsi, spokój ten słychać od razu w języku i sposobie mówienia. Co nam się podoba, to że dbają niesamowicie o higienę i czystość. Nawet sprzątaczka wchodząc do pokoju hotelowego, ściąga przed nim buty. To samo robi się wchodząc do czyjegoś mieszkania, bardzo często też wchodząc do sklepu, salony masażu, spa. W przeciwieństwie do Wietnamu tutaj nie czujemy się skrępowani ich obecnością i obłsugą np. w hotelu. Są uprzejmi, ale bez przesady. Może to tylko subiektywne odczucie, ale wydaje nam się że są w tym naturalniejsi. Każdy Taj niesamowicie szanuje króla oraz królową.

@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@

Resztę dnia po zalogowaniu w mieszkaniu spędziliśmy na basenie, bo akurat było ładna słoneczna pogoda. Okazało się też że w lobby mamy darmowy internet…. O 16 zaczęło już konkretnie padać, jak tylko przestało wyruszyliśmy na piechotkę w stronę widocznego z okna centrum handlowego. Chcieliśmy znaleźć jakieś szamanko.



Po drodze znaleźliśmy fajny sklepik z olejkami zapachowymi dla salonów spa i wywąchaliśmy ten sam zapach co tak nas zachwycił na statku w Wietnamie – ginger. Od teraz nasze łazienki tez będą tak pachnieć ;)

W deszczu zmoknięci dotarliśmy do ogromnego, jak się okazało, The Mall – centrum handlowego. W nim ceny dostępniejsze niż w SIAM, ogromny wybór towarów, restauracji. Jako ciekawostka jest też salon BATA, a w nim buty te co u nas w cenach od 199 do 999B (czyli ok. 19 – 99zł…), SZOK! Ja kupiłam sobie 2 pary butów i jeszcze na pewno tam wrócimy.

Bankomaty w Tajlandii kasują dodatkowe 150B za wypłatę 5000B z bankomatu, nie wiemy czy mBank jeszcze coś bierze, musimy sprawdzić konto.

7 i 8 lipca okazały się być dniami króla i wtenczas nie sprzedaje się absolutnie nigdzie alkoholu oraz innych używek. Nasza próba zakupu wina w Tesco skończyła się więc fiaskiem, może i dobrze dzięki temu rano łatwiej się wstawało na samolot.

SZAMANKO:
Dla odmiany na kolację wybraliśmy tym razem japońską restaurację OISHI RAMEN. Super jedzenie widać na fotkach:

Starter – Shou Lon Pou – gotowane na parze pierożki japońskie nadziewane mięsem wieprzowym z sosem rybnym


Aga – zestaw Tempura Sushi i herbata jaśminowa


Wojtek – Tokusei Sauce Yakisoba, czyli zasmażany makaron ryżowy (ramen) z wieprzowiną w sosie Oishi



A oto strona Oishi Ramen

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witamy, zyczymy dużo słońca iwięcej "suchych" dni.Zamieśćcie jakieś fotki. Pozdrawiamy - rodzice

Swiatka pisze...

Dzięki za życzonka, jesteśmy 2-dzień w Krabi i słonka nie brakuje.
Uzupełniliśmy wpisy i zdjęcia z Hanoi oraz Sapy.

Sztanderka pisze...

Czekamy na kolejne z niecierpliwoscia ;)

Anonimowy pisze...

Jedzonko widać ,że smakowite.Krajobrazy szalenie ciekawe .Po prostu niesamowite ciekawostki.Buziaki.