Wyladowalismy, szczegoly niebawem... stukam z wietnamskiej klawiatury dlatego bez polskich znakow ;) Dzisiaj zwiedzanie miasta, zarzymalismy sie w super hoteliku Hanoi Elegance 3 w samym city...
A wiec tak, po pierwsze dzisiejszy dzien to lekki koszmar zwazywszy na to, ze Ja spalam jakies 3 godz a Wojtek max. 1, no i upal, halas oraz smrod w Hanoi jest nie do zniesienia... Bangkok to byla bajka... Nie da sie przejsc pieciu krokow bez bycia automatycznie mokrym...
Co do wizy, to Asiu dzieki za tipsy, wyszlo super i zajelo niecale 15min na lotnisku. Szczerze polecam firme - VISA TO VIETNAM. Na lotnisku Noi Bai czuc atmosfere panstwa komunistycznego, inwigilacja, przeswietlanie i te paskudne zielone mundury celnikow. Lotnisko jest malutkie wiec latwo sie odnalezc. Czekal na nas kierowca z hotelu, ktory znalazlam na TRIP ADVISOR - Hanoi Elegance 3. Przejazd zajal jakas godzine i byl droga przez meke, SZOK!. Gosc jechal po srodku drogi, praktycznie na czolowki, wymuszajac pierwszenstwo i non stop trabiac na motocyklistow. Masakra.
Po drodze setki poletek ryzowych, na nich rolnicy w tradycyjnych slomianych kapeluszach, woly zaprzegniete do roboty i cudnie zielony kolor wzrastajacego ryzu. Rowniez na lotnisku gdzie trwala jakas budowa nie bylo widac zadnych maszyn, ludzie sami kopia rowy kilofami...
Co do samego hotelu, to na Tripadvisorze maja racje (zostal umieszczony w pierwszej 10tce w Hanoi). Czekal na nas poczestunek, sok i swieze owoce. Obsluga pierwsza klasa. Poza tym w pokoju mamy prywatny komputer z internetem za free, dlatego tyle stukam...
Zabukowalismy dzisiaj podroz do Sa Pa (3 dniowy trekking w gorach na polnocy Wietnamu) oraz rejs z noclegiem na statku po zatoce Ha Long (aspirujacej do nowych 7 cudow swiata).
Na ulicach Hanoi panuje straszny chaos o czym juz wspominalam, strasznie naciagaja, o wiele bardziej natarczywie niz w Bangkoku. Zrobilismy kurs po okolicy, trase wokol jeziora, zobaczylismy Water Puppet Show (Asia wie co to, teatr lalek wykonywany w wodzie).
UPDATE:
Przedstawienie ok, tylko te dziewczyny co śpiewały lekko zblazowane, widać że to typowo komercyjna atrakcja dla turystów, szczególnie tych białych i japończyków. Ale zobaczyć trzeba, Wietnamczycy bardzo się tym szczycą.
Widać i słychać to lepiej na filmiku ;)
Ponad 90% pojazdów w Hanoi to skuterki (te które Włosi nazywają „motorino”). Wg statystyk w kraju jest ponad 10mln motocykli, w samym Hanoi 2mln (a wszystkich ludzi 3mln).
Poza tym, jak zresztą można się domyślić, na horyzoncie dominuje SMOG, dlatego większość jeździ w maskach.
Zauważyliśmy, że razem z kaskami jest to pewien element lansu, to coś jak dla kobiet w Europie piękna torebka i buty. Wzory najlepszych designerów, Gucci, Burberry, Dior, Chanel (wszystko do kupienia na lokalnych bazarkach). Oprócz stroju tuningowane są same motorki, szyte są na zamówienie specjalne pokrycia na siedzenia, oczywiście pasują do kasku i maski.
Oto typowe skrzyżowanie w Hanoi:
Rolę tajskich Tuk-tuków pełnią tutaj powolne (wolniejsze niż piesi) – Cyclo. Jedzie się z przodu, na foteliku na 1,5 europejczyka, a kierowcy to z reguły lokalni żylaści „dziadkersi” – to prawie we Wrocku, gdzie taksiarze to z reguły emeryci. Strasznie naciągają, od nas wybłagał 3 $ za 5 min jazdy… ale my jak zwykle dobre serducha ;)
Przejście przez ulicę stanowi nie lada wyczyn, chociaż jesteśmy przywyczajeni do przebiegania we Wro na czerwonym świetle, to nic w porównaniu z Hanoi. Jak to robią Wietnamczycy, po prostu jeśli jesteś pieszym wchodzisz na środek jezdni, podnosisz rękę i zatrzymujesz przejeżdzające motorki. Światła nic nie znaczą, chociaż są zamontowane na wielu ulicach i to nawet całkiem bajeranckie modele.
Miasto w ogóle nie jest przyjazne pieszym, na chodniku rostawione wszędobylskie knajpki serwujace PHO, zaparkowane przed nimi skutery, poza tym stragany z ciuchami, warsztaty samochodowe, etc, jak mawia mój znajomy z Houston, TX – „You name it….”.
Wieczorem ulokowaliśmy się w knajpce na dachu jednej z ich wiąziutkich wysokich kamieniczek. Piękny widok na jezioro Hoan Kiem, ale niestety mało ochłody, duchota w powietrzu… Po drineczku – zasmakowało nam już lokalne piwo – Tiger, Hanoi, Saigon. Po 4 dniowej abstynencji w Tajlandii, smakowalo wyśmienicie…
SZAMANKO
Tym razem w restauracji Hapro Bon Mua, gdzie oboje zamowilismy Nem (czyli Sajgonki) w wydaniu wietnamskim z owocami morza. Cena tylko 40 tys VND (dongow), czyli ok. 2 dolarow.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
super ze macie bajerka miejscoweczke :)) no to pewnie nioebawem trekking przed Wami - powodzenia i fajowych wrazen :)
lucy
Prześlij komentarz