sobota, 4 lipca 2009

05.07 - Dzien 8 - Hanoi / Zatoka Ha Long

Jest 5 rano, dojechalismy nocnym pociagiem do Hanoi, po lekko masakrycznej podrozy z dziadkersami z Wietnamu ;)
Oni do nas - you Russia?? My - nie Poland... ooooo Poland, communist!!!

Teraz kofi, prysznic, sniadanko i znowu w droge, na szczescie tylko 3-4 godziny... zrobili sie z nas backpakersi ;)

Na rejsie przez dwa dni neta nie bedzie, chociaz kto wie... jakby co reszta z relacji jutro... i postaramy sie wrzucic tez jakies foty.

Tak naprawde notuje i szkicuje w notesie w realu, a potem bedzie trzeba przepisac ;)

UPDATE:

Po podróży z głośnymi Wietnamcami udaliśmy się na śniadanie i prysznic do hotelu. O 8.30 podjechał bus i zabrał nas do Zatoki Ha Long. Współtowarzyszyli nam Amerykanin z Santa Cruz (CA) z wynajętą Wietnamką do towarzystwa oraz lansjerska parka z Madrytu.

W połowie drogi, jak to z reguły bywa, wysadzili nas niby do toalety, a tak naprawdę w sklepie dla turystów. Przebitka cenowa 300%, ceny oczywiście w $. Do przystani dotarliśmy ok. 12, jest to wielki plac budowy – inwestycja coś jak w Dubaju, wille nad brzegiem morza, sztuczne półwyspy i wysepki.



Statek (Paradise Cruise, LINK) przepiękny a na nim czekały na nas powitalne drinki. Wszyscy z obsługi jak ja to mówię – „Happy Go Lucky”, szczególnie Cruise Manager. Przywitał każdego osobiście, omówił trasę rejsu i rozdał klucze do kabin.



Jako że nie było wolnej (jakiś błąd w systemie) naszej kabiny de luxe, dostaliśmy najlepszy pokój na dziobie statku – Suite.
Statek odbił od brzegu.









Po ok. 30min następnie zaserwowano lunch (tym razem nie ma fotek). Można było spróbować wietnamskiego przysmaku, ryby Cha Ca oraz lokalnej ryby z zatoki Ha Long. Napoje niestety dodatkowo płatne i strasznie drogie, małe piwo Tiger – 3,8 $ + tax.
Kolejnym punktem programu było zwiedzanie największej z jaskiń zatoki – Hang Sung Sot. Trochę komrcha, parno w środku, ale pięknie, wielkie 3 groty.

Póżniej kolejna atrakcja wioska rybacka na wodzie – Can Van. Podpływają do nas lokalni handlarze i oferują praktycznie wszystko, są sklepy z pamiątkami, sklepy spożywcze, kosmetyki, ciuchy, alkohole. Sprzedawcy na tych wykonanych chyba z liścia bambusa (albo palm) łodkach są niebywale sprawni (jak małpki ;))





Widzieliśmy zderzenie takich dwóch sklepików, gdzie każdy z nas dawno by wpadł do wody, oni lekko przykucnęli, zamortyzowali upadek kolanami i wszystkimi innymi mięśniami (u białego człowieka chyba już zanikły). Wiązadła krzyżowe kolan – pierwsza klasa. Od razu pomyśleliśmy, że wymiataliby na nartach !!!



Handlują jedynie kobiety i dzieci, są oni naprawdę ubodzy, ale mówią po angielsku lepiej niż niejeden z obsługi na naszym statku.



W międzyczasie były jeszcze lekcje robienia sajgonek, pływanie oraz kajaki. Woda w zatoce jest naprawdę zanieczyszczona, nie dbają o środowisko. Już w drodze powrotnej do Tajlandii w samolocie rozmawialiśmy z tajską staruszką, która też była tym przerażona, nazwała ich krótkowzrocznymi. Jak to Wojtek mówi – no LTP (long-term plan).

Potem zaserwowano nam 5-daniową kolację. Było tak wytwornie i miło, że aż głupio było robić zdjęcia. Wszyscy ubrali się wieczorowo, tylko my „backpackersi” byliśmy ubrani na luzaku w ostatni czyste ciuszki. Dla smaczku możemy opisać menu:
1. Starter – tradycyjna wietnamska zupa grzybowa
2. Starter 2 – coś wyglądem przypominające sajgonki, ale zawijane w łososia, z warzywami w środku.
3. Danie główne 1 – Krewetki w sosie czosnkowo-miodowym podane z ryżem
4. Danie główne 2 – Kaczka w sosie imbirowym z makaronem ryżowym
5. Deser – naleśnik z bananami i polewą czekoladową (palce lizać…)

Wieczorem wyświetlali film „Indochiny” z Catherine Deneuve. Generelnie podsumowując atmosfera jak z serialu „Love Boat”, romantyczna muzyczka i uśmiechy na twarzach zarówno załogi jak i pasażerów. Pogoda niestety nie dopisała, gdyż przez cały dzień popadywał deszcze i wszystko wyglądało szaro-buro, łącznie z wodą, w której pływały olbrzymie meduzy.

Ha Long aspiruje do New 7 Nature Wonders of the World, nie nam oceniać, ale szczerze mając do wyboru innych 1000 miejsc na świecie, np. polską Puszczę Białowieską, chyba nie oddałabym na nią swojego głosu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Taka malutka dziewczynka i nie boi się ? Odważna.

Anonimowy pisze...

Taka mała a już tyle umie.